jak przygotować sie do wyruszenia na wakacje...
1. Wybierz miejsce, do którego chcesz jechać
Mierząc siły na zamiary i wyważając między sferą marzeń - Mauritius, Nowa Zelandia, Kuba, a punktami na mapie, które zachęcają cenami, odległością i łatwością dotarcia. Na tej liście na pewno znajdą się Andaluzja, Wyspy Kanaryjskie, Toskania, a może także Stany i Daleki Wschód. W tym roku bezpiecznych kierunków jest mniej niż w latach ubiegłych, nie warto więc chyba ulegać pokusie tygodnia za tysiąc złotych np. w Tunezji. Destynacja, niezależnie od tego, czy celujemy w tą wymarzoną, czy tą na którą nas stać, będzie decydowała o każdym kolejnym kroku.
Od niej będzie zależał wybór hotelu (w każdym kraju gwiazdki liczą się trochę inaczej), dobór garderoby (Islandia to nie Sycylia), a także sposób poruszania się na miejscu (wynajęty samochód, transport lokalny, autostop), a nawet towarzystwo (cóż, mnie nikt na wspinaczkę wysokogórską nie zabiera).
2. Poszukaj, najlepiej tanich, biletów
Chociaż nie mam szczęścia do trafiania na superpromocje, bilety - na pociąg i na samolot - kupuję z odpowiednim wyprzedzeniem. Kolejowe na dwa tygodnie przed podróżą, lotnicze na dwa-trzy miesiące. Zazwyczaj przed zakupem ustalam sobie graniczną kwotę, powyżej której inwestycja się nie opłaca. Raczej nie należę do skąpców, ale zawsze sprawdzam, czy planowana przyjemność naprawdę jest warta stresu związanego z większym wydatkiem. Oszczędzając na biletach, pozostawiam sobie rezerwę finansową na dobre wino, jeszcze lepsze jedzenie i, oczywiście, zakupy.
Gwarancję, że za bilet zapłaci się uczciwą cenę, daje ustawienie sobie alertów cenowych na wymarzone miejsce, choćby na Skyscannerze. Zakłada to jednak sporą elastyczność, na którą osoby na etatach mogą sobie pozwolić w mniejszym stopniu niż przedstawiciele wolnych zawodów. Dla nich najwłaściwszą opcją będą wakacje typu first minute.
3. Wykup nocleg
I tu znowu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Niektórzy marzą Eurotripie pieczołowicie wypieszczonym kamperem, inni zatrzymują się tylko w hotelach, które mają więcej niż cztery gwiazdy, jeszcze inni wolą przeżycia ekstremalne - spanie 125 metrów pod ziemią, na szczytach górskich albo pod glam namiotem. Na szczęście opcje nie ograniczają się już do ośrodków wypoczynkowych na pięćset pokoi.
Fajnie dostosować rodzaj noclegu do miejsca, w które się jedzie. Jeśli Malediwy, to domek na balach, jeśli Florencja to mieszkanie w starej kamienicy w drewnie i cegle, znalezione na Airbnb, a w uzdrowisku najlepiej hotel z fajnym spa. Żeby wszystkie te opcje otrzymać taniej, warto zapisać się chociażby na Booking.com, gdzie po kilkunastu rezerwacjach i kilkunastu dobrze ocenionych komentarzach, otrzymuje się status „Genius”, który uprawnia do bardzo dużych zniżek. Coraz więcej jest także aplikacji, które pomagają szukać noclegów z dnia na dzień, last minute, w cenach o połowę niższych od regularnej.
4. Dowiedz się, jak wysokie są w miejscu przeznaczenia ceny, żeby odpowiednio zaplanować budżet
Może niekoniecznie co do złotówki, bo wtedy więcej z tym stresu niż przyjemności. Warto założyć sobie jednak pewne widełki po to, żeby część pieniędzy wziąć w walucie w gotówce, a na karcie kredytowej ustalić sobie odpowiedni limit. Wcześniej dobrze też zorientować się, jak w danym kraju działają karty (np. w Niemczech nasze karty płatnicze są rzadko mile widziane, a w Wielkiej Brytanii nawet na płatności tymi z PIN-em wystarczy podpis). Gotówkę dobrze podzielić - część włożyć do portfela, część do kieszeni, część dać mężowi. A na miejscu zdeponować w sejfie.
Z towarzyszami podróży wypada ustalić priorytety, żeby potem nie okazało się, że dla części wycieczki kilkadziesiąt dolarów za wjazd na Empire State Building było wliczone w koszty, a część woli przejeść to w Oyster Barze. Do sprawdzenia są także ceny biletów komunikacji miejskiej, wypożyczenia samochodu i opieki zdrowotnej.
5. Zrób research na temat tego, co naprawdę trzeba zobaczyć, a co spokojnie można odpuścić
Ja zazwyczaj omijam ten punkt, będąc w stanie skupić się na narracji z przewodnika jedynie, gdy już stoję pod wieżą Eiffla, piramidą Cheopsa czy inną krzywą wieżą. I potem żałuję, bo trafiam nie tam, gdzie chciałam, w przereklamowane miejsca, jasnym od migających Japończykom fleszy. Dlatego ostatnio zmieniłam trochę zasady. Na każdym wyjeździe dzielę czas na pół (a nawet na jedną trzecią kontra dwie trzecie). Pół przeznaczam na tzw. „zabytki”, drugą na poznawanie miejsca naprawdę, czyli w moim pojęciu picie wina z lokalsami, dobre jedzenie, leżenie na plaży.
6. Przygotuj do wyjazdu ciało i duszę
Chaotyczne farbowanie włosów na godzinę przed wyjazdem nie popłaca. Ja zazwyczaj planuję sobie na miesiąc przed te mniej lub bardziej uciążliwe obowiązki. Zazwyczaj przed wyjazdem zapisuję się na masaż, manikiur i pedikiur, do fryzjera i kosmetyczki. Niestety rzadko udaje mi się zdążyć z odchudzaniem, dlatego tym bardziej muszę poprawić sobie humor kolorami na paznokciach. Duszę przygotować znacznie trudniej, ale jeśli jest taka możliwość, lepiej nie pracować na pół godziny przed odlotem. Potem stres schodzi dłużej niż trwa urlop.
7. Rozpisz szczegółowy plan podróży
O której musisz być na lotnisku? Na którą trzeba zamówić taksówkę? Kiedy się spakować? Ja zawsze scenariusz rozpisuję od tyłu, czyli od godziny wylotu, dokładając do każdego etapu zapasowe dwadzieścia minut. Gdy wakacje zaczynają się od gonienia z wywalonymi językiem na boarding, odechciewa się odpoczywać. Warto wziąć pod uwagę korki, ufając w tym zakresie mapom Google, a nawet zepsuty samochód, co ostatnio przydarzyło mi się przed wylotem do Rzymu.
8. Spakuj się
To nie lada sztuka, dlatego ja zaczynam w tej kwestii działać na co najmniej tydzień przed, rozpisując zestawy ubraniowe na plażę, kolację i zwiedzanie. Sprawdzam, czy wszystko jest wyprane, żeby nie suszyć suszarką ulubionej sukienki na chwilę przed wyjściem. Gdy podróżuję w sezonie jesienno-letnim, bazą kolorystyczną wakacyjnej garderoby czynię szarość i czerń, bo nie dość, że najłatwiej je do siebie dobrać, to jeszcze trudno się brudzą. Latem podstawowymi kolorami są biel, niebieski i róż, najczęściej na wzorach. To wymaga więc większej ekwilibrystyki. Ale nie można być zbyt pieczołowitym, bo gdy na miejscu okazuje się, że sukienka w kwiaty nie pasuje do żadnych sandałków, to najlepszy pretekst, żeby nowe sandałki zakupić. Ustalam też sobie limity pakowania - maksymalnie trzy pary butów, trzy torebki, pięć sukienek na pięć dni. I potem zawsze dodaję jedną-dwie, w razie gdyby zmienił mi się humor. To wszystko prawie zawsze mieści się do bagażu podręcznego.
9. Sprawdź, czy na pewno wszystko masz
Po co panikować, gdy celnik zapyta o dowód. Lepiej odhaczyć sobie kolejne punkty jeszcze w domu. Drobiazgami takimi jak szczoteczka do zębów zajmować się nie warto, bo przecież (prawie) wszędzie można ją kupić. Ważniejsze są dokumenty, pieniądze i rzeczy ulubione, np. talizmany, bez których nie lubisz się ruszać gdziekolwiek. Ja zawsze na chwilę przed wyjściem robię obchód mieszkania, skanując półki w poszukiwaniu zbłąkanych rzeczy. To samo powtarzam w hotelu przed powrotem do domu.
10. Ciesz się wakacjami
To jedyny punkt z tej listy, który naprawdę warto wypełnić. Każdy przygotowuje się do wyjazdów inaczej. Niektórzy potrafią spakować plecak w pięć minut i następnego dnia wylądować w Himalajach. Ja jestem zachowawcza, ale muszę przyznać, że nigdy mnie to nie zawiodło. Zgodnie z zasadą Moniki: spontan cieszy najbardziej, gdy się go wcześniej zaplanuje.
Dodaj komentarz